Partner główny

 

Partnerzy

  
 

Ludzie Cresovii

Reklama

       Kolej na sylwetkę byłego gracza Cresovii - Mirosława Twarowskiego. Dla młodszych kibiców może to być postać mało lub w ogóle nie znana, ale dla starszych miłośników siemiatyckiej piłki pan Mirek jest żywą legendą. W piłkę klubową skończył grać w latach 90-tych. W ciągu ponad 20 lat gry w barwach Cresovii zdobył grubo ponad 100 goli.


     - Panie Mirku, jakie były pana pierwsze kroki w Cresovii? Kiedy to było?
     - W Cresovii zacząłem trenować w wieku 14 lat. To był rok 1977. Grałem w trampkarzach, potem w juniorach. Mając 17 lat występowałem już w seniorach. Sięgając pamięcią, czynnie grałem w piłkę 23 lata.

    - Dlaczego tak długo?

     - Sprawiało mi to przyjemność. Wielką przyjemność. Oprócz gry w piłkę w klubie jeździłem też na spartakiady zakładowe, rywalizując przede wszystkim w biegach krótko i długodystansowych. Z każdej spartakiady wracałem z dyplomami i nagrodami.

    - Jaka była ta piłkarska kariera?

    - Było różnie - wzloty i upadki. Jak w życiu. Często wspominam fakt, że przez tyle lat gry w piłkę doznałem tylko jednej kontuzji. Pamiętam dokładnie ten moment. To było na boisku w Siemiatyczach. Graliśmy z Czarną Białostocką. Naszą drużynę prowadził wtedy Tadeusz Siejewicz. Doznałem złamania żuchwy. Musiałem później poddać się operacji. Poza tym mile wspominam trenerów: Jana Zduniewicza, Anatola Grygoruka, Kazimierza Grala, Józefa Szumiela, pana Czapińskiego, Zbigniewa Małkowskiego.

    - Pod koniec pana występów zaproponowano panu prowadzenie drugiej drużyny
.
    - To był 1994 rok. Zostałem grającym trenerem. Kierownikiem zespołu był wtedy mój kolega Wojciech Łopaciuk, a prezesem świętej pamięci doktor Maciej Paluch. Trener prowadzący juniorów zrezygnował. Nie było komu ich przejąć. Wziąłem ja i... wygraliśmy ligę. Graliśmy w mistrzostwach makroregionu. Później ci zawodnicy rozjechali się po szkołach, niektórzy przeszli do seniorów, drużyna przestała istnieć.

    - Czy zawsze grał pan jako napastnik?

    - Przeważnie. Kilka razy wystąpiłem na obronie, ale z konieczności, bo koledzy byli zawieszeni za kartki.

    - A ile było tych bramek? Które gole okazały się najważniejsze?

    - Owszem, bramek strzelałem dużo, nie wiem dokładnie ile. Ale chcę powiedzieć bardzo ważną rzecz - otóż na moje gole pracował cały zespół. A za najważniejsze gole uznaję te, które dały nam baraże o trzecią ligę. Pamiętam, że w tamtym sezonie strzeliłem 18 bramek.

    - Przez kilka sezonów strzelał pan najwięcej bramek w drużynie.

    - Ilości goli w jednym meczu były różne. Na przykład w pożegnalnym meczu przez odejściem do wojska, to był rok 1984, w meczu z Unią Ciechanowiec, strzeliłem 7 goli. W innym - pucharowym meczu w Kleszczelach, przy stanie 1:0 dla drużyny przeciwnej, w ciągu ostatnich dwóch minut meczu, strzeliłem dwa gole, oba z rzutów rożnych. Ale mój rekord to 11 goli w jednym meczu.

    - Czy największy sukces drużyny w okresie pana gry to baraże o trzecią ligę z Mazurem Ełk?

    - Bez wątpienia tak. W tamtym sezonie nasz zespół był na fali. Wygrywaliśmy większość meczy.

    - Z kim najlepiej grało się w drużynie?

    - Wszyscy, z którymi grałem byli wspaniałymi kolegami. Jeżeli można, to chciałbym wymienić kilku kolegów, starszych i młodszych: R. Jabczyk, J. Kuca, M. Jabczyk, A. Brzeziński, J. Drewulski, J. Mioduszewski, R. Boratyński, B. Żero, K. Podoliński, K. Walendziuk, A. Wielkosielec, A. Sawa, M. Brzeziński, M. Malewski, K. Kłopotowski, A. Charyton, W. Fiedoryszyn, A. Grygoruk, T. Nowak, R. Podoliński, D. Milewski, R. Burakowski, K. Łopaciuk, T. Barwiejuk, D. Berski, J. Nowicki.

    - Zyskał pan miano zawodnika grającego twardo, na pograniczu faulu. Czy stąd ksywka "Anglik"?

    - Zgadza się - na boisku nie odpuszczałem. Grałem bardzo twardo zdecydowanie. Obrońcy z drużyn przeciwnych mieli ze mną kłopoty. A ksywka "Anglik" wzięła się zarówno od mojej nieustępliwości oraz od tego, że dużo oglądałem ligi angielskiej.
   
    - Jak pan ocenia obecną postawę Cresovii?
    - Śledzę praktycznie każdy mecz. Bardzo dobrze, że grają teraz wychowankowie. Zespół jest młody. Życzę piłkarzom, działaczom i trenerowi dużych sukcesów.

    - Turnieje w Rogawce - skąd na to pomysł?

    - Zapytałem chłopaków z Rogawki, czy nie zechcieliby pokopać piłkę. Chętnie do tego podeszli i zaczęło się. Trzeba po prostu kochać piłkę, nabyć piłkarskiego doświadczenia, znać ludzi, którzy pomogą, wtedy coś wyjdzie. Udało mi się zorganizować kilka turniejów, na pewno będą kolejne.

    - Co przekazałby pan młodzieży zaczynającej grac w klubie?

    - Muszą bardzo dużo trenować. Do każdego meczu - sparringowego czy ligowego muszą solidnie się przykładać. Każda dyscyplina, piłka tym bardziej, wymaga ogromnego wysiłku i pracy. Jak będzie praca, to przyjdą osiągnięcia.

    - Czy marzy się panu pożegnalny mecz?

    - Bardzo bym tego pragnął. Chętnie taki mecz z kolegami zagrałbym. Korzystając z okazji chciałbym serdecznie podziękować wszystkim moim kolegom z boiska, działaczom, trenerom, sponsorom - za możliwość wieloletniej gry w Cresovii oraz pomoc dla klubu.




    Głos Siemiatycz, październik 2006 r.

Partner główny

wspiera a1

Ogłoszenie

Redakcja serwisu szuka chętnych do redagowania relacji z meczów. 

Kontakt - cresovia.redakcja@wp.pl